MOŻNA SIĘ DOMYŚLEĆ, ŻE SPOJLEROWO
Zacznę od stwierdzenia, że zakończenie książki to jawna
kpina. Całość jest urocza, pocieszna, zabawna i zachwycająca. Jednak o
co zostało nam zaserwowane na ostatnich trzydziestu stronach to jakiś
żart.
Silencio to wspaniała autokara, która ma jednak chorobliwe upodobanie w
smutnych/ zaskakujących/ niesatysfakcjonujących zakończeniach. Nie
zawsze tak jest, ale nawet minimalna ilość takich obrotów sytuacji jest
już nadmiarem.
Ja się pytam, jaką ma się satysfakcję w obracaniu w gruz szczęśliwego
zakończenia, które budowało się przez przeszło pięćset stron!? I jeszcze
to celowe wspomnienie, że gdyby nie ta jedna decyzja wszystko byłoby by
wspaniale i romantycznie, niczym w yaoikowym fanfiction o
kuroshitsuji... Można by się poważyć na stwierdzenie, że Silencio to
czysta sadystka, lubująca się w zadawaniu cierpienia niewinnym
romantyczkom jak ja...
Na koniec powiem jeszcze, że być może główny bohater jest naiwny,
prostolinijny, łatwowierny i ciapowaty... Ale nawet on nie jest aż takim
idiotą! Nawet on po zaledwie jednej rozmowie nie zapomniałby o uczuciu,
które rosło przez jakby się zastanowić parę ładnych miesięcy (pięćset
stron, ludzie!). No nie róbmy z niego kompletnego niedojdy.
Nawet epilog nie był w stanie mi wynagrodzić tego wszystkiego.
Absolutnie nie przyjmuję takiego zakończenia i wypieram je z siebie,
ponieważ było okropne i można było je sobie darować.
Można by na spokojnie zrobić coś na wzór zakończenia z ,,Cienia"
Winchester Dream... Myślę, że nikt nie miałby nic przeciwko temu...
Dzięki za recenzję :) Szkoda, że zakończenie Cię nie satysfakcjonowało, dla mnie jest jednym z ulubionych i w tych realiach, najbardziej sensownych.
OdpowiedzUsuńChciałam serdecznie podziękować za ponowne odwiedzenie mojego bloga :) Uwielbiam Pani twórczość i na pewno będę czytać wszystkie dzieła, jakie wyjdą spod Pani ręki <3
Usuń